sobota, 14 czerwca 2014

1. Innocence lost

Piękna kobieta wolnym krokiem przemierzała osiedla, które swoim wyglądem czyniły jej tętno skrajnie szybkim. Starała wyobrazić sobie egzystencję w takim miejscu, bycie niczym bajecznie bogaci szejkowie. W jej życiu pieniędze nigdy nie stały na pierwszym miejscu, lecz nie zgadzała się ze stwierdzeniem, że nie dają szczęścia. Czy stanem szczęścia można w końcu nazwać wieczne życie do pierwszego i strach o to, co nastanie dnia kolejnego? Może i bogactwo nie jest w stanie podarować szczęścia, lecz na pewno mu pomaga. We wszystkim jednak trzeba znać umiar, pamiętać o byciu dobrym człowiekiem, cieszyć się każdym dniem. Właśnie w taki sposób podchodziła do życia. Szybko jednak jej umysł musiał opuścić świat wyobraźni i wrócić do rzeczywistości, w której pieniądze były towarem deficytowym, a ona sama nikim. Stanęła przed olbrzymim domem, który spokojnie mógłby należeć do prezydenta lub potentata naftowego. Jeszcze raz upewniła się, że wskazany adres jest prawidłowy. Prawie nigdy nie przebywała w takich okolicach. Gdy delikatnie nacisnęła dzwonek, na terenie ogromnej posiadłości rozległ się dźwięk szczekania psa. Szybko jednak ustał, a z drzwi wejściowych wyłonił się pewien mężczyzna. Nie mogła przyjrzeć mu się dokładnie z racji później pory i dzielącej ich odległości, lecz była pewna, że jest człowiekiem bardzo przystojnym. Szybko dopisała mu łatkę naburmuszonego bogacza, lecz ten pierwszym spojrzeniem zburzył mur jej podejrzeń.
- Mam nadzieję, że nie jesteś wrogiem zwierząt. Znalazłem dziś szczeniaka i z tego, co zauważyłem ma dziwny nawyk obskakiwania wszystkich gości - wypalił rozpromieniony osobnik, otwierając przed kobietą żelazną bramę do swojej posiadłości.
- Kocham zwierzęta, spokojnie - odparła lekko zmieszana, podążając w głąb podwórza. - A jaka to rasa? - dodała cichym tonem, starając się zachować choć odrobinę profesjonalizmu i nie gapić na wszystko dookoła, jak gdyby pochodziło z innej planty. Jej oczy jednak nie chciały podjąć współpracy, będąc pod natłokiem tylu wyrażeń.
- Podejrzewam, że owczarek, ale znalazłem go na ulicy i jeszcze nie byliśmy u weterynarza, więc pewności nie mam. - Zaśmiał się, ukazując wszystkie swoje białe zęby. - No i witam w moich skromnych progach - dokończył, wprowadzając kobietę do olbrzymiego i jasnego salonu.
Już w ogrodzie nie była w stanie kontrolować swojego zachwytu, lecz gdy ujrzała wnętrze willi, była już w innym świecie.
- Bardzo skromne te progi - prychnęła, rozglądając się uważnie dookoła siebie. Nagle jej wzrok przykuł mały piesek. Nie był zbyt duży, sięgał jej zaledwie do połowy łydki. Jego sierść była czarna, a czerwona kokardka zawiązana pod szyją sprawiła, że rozczuliłby nawet największego twardziela. Nie była w stanie nie podejść do tego małego cudu natury. Pogłaskała go delikatnie, w efekcie czego otrzymała ciche szczeknięcie, które jasno mówiło o radości szczeniaczka.
- A to właśnie mój mały pies. Nie ma jeszcze imienia, więc mam nadzieję, że dasz jakieś propozycje - rzucił głos za jej plecami, którego właściciel trzymał w dłoniach dwa kieliszki wina. - A może zdradzisz mi swoje imię, hm? - dodał cichszym tonem, z uwagą przypatrując się nieznajomej.
- I tak szybko je zapomnisz, więc łatwiej będzie zrobić to bez zbędnych formalności - odparła, odbierając od niego trunek, którego łyk natychmiast znalazł miejsce w jej ustach. - Bardzo dobre wino - podsumowała po chwili, siadając na skraju białej kanapy. Cały czas czuła się strasznie nieswojo w tak drogim otoczeniu, choć starała się wyjść na obeznaną. Nie wiedziała czy mężczyzna to rozpoznał, lecz była już pewna, że zdecydowanie daleko mu do sterotypowego bogacza. Miał w sobie coś, co nie pozwalało go nie polubić.
- Z zasady nie sypiam z nieznajomymi, więc nalegam. - Znów obdarzył ją swoim uśmiechem, lecz tym razem tym z gatunku uroczo - przekupnych, zajmując miejsce blisko niej.
- Mów mi Cass - rzuciła z obojętnością, wyciągając w jego kierunku swoją delikatną dłoń. Dopiero teraz mogła dokładnie przyjrzeć się jego posturze. Nie dość, że sprawiał wrażenie bardzo pogodnego, był także bardzo przystojny. Ciemna karnacja, cudowne oczy o czekoladowej głębi i budowa lekkoatlety sprawiały, że w jej głowie lekko zaszumiało i wbrew pozorom wypite wino nie miało z tym nic wspólnego. Takich mężczyzn zdecydowanie nie spotykała w swojej pracy często. Ba, możnaby rzec, że wcale.
- Od Cassidy? Bardzo ładne imię, takie oryginalne. - Uścisnął jej dłoń, zatrzymując przez chwilę wzrok na wysokości jej oczu. 
Szybko poczuła to spojrzenie. Było ono zupełnie czymś innym, aniżeli spojrzenia tych wszystkich facetów, z którymi była zazwyczaj. Sprawiało, że po raz pierwszy w życiu naprawdę pragnęła jakiegoś mężczyzny.
- Cassi, czy ty mnie słuchasz? - Z sfery marzeń wyrwał ją głos bruneta, którego dłoń machała energicznie przed jej oczami.
- Co? - zapytała lekko oszołomiona. - Przepraszam, trochę się zamyśliłam nad tym i owym... - wyjaśniła cichym głosem.
- Mówiłem, że mam na imię Cristiano i Ronaldo, ale w sumie możesz mi mówić Cris, bo tak mówią mi przyjaciele. No chyba, że wolisz wersję Roni, bo tak mówi mi rodzina i jeszcze niektórzy z drużyny, choć teraz w sumie mówią mi też Aveiro, bo to moje nazwisko, ale...
- Będę ci mówić *Voceras - przerwała mu, starając się powstrzymać atak śmiechu.
- A czemu tak? - dociekał, dolewając sobie i kobiecie drogiego trunku.
- Bo wydajesz się być strasznie gadatliwy. - Uśmiechnęła się niewinnie, odgarniając na bok niesforny kosmyk swoich ciemnych włosów.
- To jedna z wielu moich zalet. - Uniósł brew ku górze, powoli zbliżając się do jej twarzy. - W takim razie ja będę mówił ci słońce, bo choćby oczy twe były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie twych oczu, blask twego oblicza zawstydziłby gwiazdy - wyszeptał, patrząc w jej błyszczące oczy, by po chwili delektować się smakiem jej miękkich ust przy akompaniamencie dłoni, które własnym życiem błądziły wzdłuż jej ciała. Nie mógł czekać dłużej. Chwycił jej dłoń, skłaniając kobietę do iścia za sobą w nieznanym dla niej kierunku.
- Szekspir, prawda? - zapytała z lekkim uśmiechem, idąc za nim w górę pięknych schodów.
Przytaknął jej ze zdziwieniem.
- Nie wiedziałem, że znasz Szekspira - dodał, wprowadzając ją do ciemnego, lecz przytulnego pomieszczenia. Szybko położył ją na satynowej pościeli, jednocześnie składając pocałunki na jej dekolcie. Jego usta sprawiały, że odpływała w coraz dalszy rejs rozkoszy. Wolnymi ruchami skupiła się na pozbawieniu go guzików u czarnej koszuli, lecz on zamiast oddawać jej upragnione czułości, postanowił zająć się szukaniem czegoś w białej szafce, która stała przy łóżku.
- W szkole często czytałam jego powieści, gdy miałam trochę czasu wolnego. - Obserwowała go nieustannie, zrzucając czerwoną mini, którą miała na sobie na powierzchnię ciemnej podłogi. Teraz miała na sobie jedynie czarną, koronkową bieliznę, której zadaniem było podkreślenie jej atutów.
- Ja czytałem dużo w szpitalu, żeby nie oszaleć do reszty. - Wrócił do niej z pilotem w ręku. - Więc wolisz coś klasycznego czy może jakieś rockowe brzmienia? - Spojrzał w jej ogromne oczy, czarując jej zmysły swoim zniewalającym uśmiechem.
- Zdecydowanie rock. - Musnęła jego gorący policzek, delikatnie błądząc dłońmi po jego w końcu nagim torsie. Nie mogła nasycić umysłu widokiem jego ciała. Było ono niczym silna hipnoza. Analizowała z dokładnością każdy jego centymetr, lecz nagle zatrzymała wzrok na ranie po lewej stronie jego klatki piersiowej. Nie była ona ogromna, aczkolwiek widoczna. Dotknęła jej ostrożnie, by następnie odsunąć się od mężczyzny na kilka centymetrów z nieznanego nawet samej sobie powodu.
- Więc Muse będzie dobre? Moja dziewczyna mówi, że to jęki, ale dla mnie to czysta poezja. - Znów ukazał jej swój cudowny uśmiech, gładząc swą dłonią jej blady policzek.
- A ta rana? - wypaliła kompletnie bez namysłu, lecz szybko zdała sobie sprawę ze swojej głupoty. Był w końcu jej klientem, nie świadkiem przesłuchiwanym w ramach podejrzenia o zbrodnię przeciwko ludzkości. - Przepraszam, to pytanie nie powinno paść - poprawiła się natychmiast, nieśmiało oczekując jego reakcji.
- Nie, nie szkodzi. - Posmutniał lekko, lecz ani myślał długo trwać w tym stanie. Nigdy nie chciał tracić humoru przez swoją sytuację, gdyż to byłaby dla niego porażka. - W sumie sam pewnie zadaję ci milion pytań na minutę. - Zaśmiał się, nastawiając ciche dźwięki ulubionego zespołu. Pilot w ułamku sekundy wylądował na podłodze, a gorące wargi piłkarza skupiły się na odkrywaniu cudownego smaku szyi dziewczyny. Nie zadawała mu już ani jednego pytania. Skupiła się na czerpaniu jak największej przyjemności z jego czułych gestów. Wiedziała, że widzi mężczyznę ostatni raz w życiu, więc chciała przeżyć wspólne chwile w jak najcudowniejszy sposób. Jego gorące ciało w ułamku sekundy znalazło się nad kobietą, a bielizna przykryła ciemne, drewniane panele. Ich zmysły rozpoczęły taniec namiętności, ciała połączyły się w jedność, chcąc doprowadzić siebie nawzajem do stanu ekstazy. Ich ruchy stawały się coraz szybsze, a coraz to kolejne pieszczoty miały na celu jedynie powiększenie przyjemności. Dzisiejszej nocy widzieli jedynie swe błyszczące oczy pragnące więcej czułości. Byli jak zahipnotyzowani sobą nawzajem. Mogliby kochać się godzinami, lecz przesycone nadmiarem emocji zmysły nie podarowały im tej przyjemności. Oboje osiągnęli szczyt rozkoszy, opadając w swe nagie ramiona.


Czasami w naszym życiu są chwile, w których słowa nie są w stanie wyrazić niczego, więc stają się kompletnie zbędne. Dwójka ludzi wpatrywała się w swoje rozpalone twarze, badając właśnie opisany wyżej stan. Namiętne chwile pozbawiły ich wszystkich sił, lecz dały także poczucie radości. Niestety, w życiu nie jest tak, jak w romantycznych filmach. Kobieta doskonale wiedziała, gdzie znajduje się jej miejsce. Jeszcze raz zbliżała usta do jego cudownych warg, które pocałowała z ogromną czułością.
- Dziękuję, byłeś wspaniały - wyszeptała, by następnie usiąść na krawędź łoża. Szybko odnalazła swoje ubranie, które rozpoczęła zakładać w pośpiechu.
- Jest 2 w nocy, nie powinnaś o tej porze chodzić po mieście, jest bardzo niebezpiecznie. - Swą silną dłoń złożył na jej chudym nadgarstku. - Zostań na noc, zapłacę - dodał cichym głosem, przyciągając ją do siebie. Gdy położyła głowę na jego torsie, spojrzał w jej intensywne oczy, obdarowując ją swoim uśmiechem, który znała już na pamięć.
- Szef mnie zabije... - odparła lekko zmieszana. - I to dosłownie - westchnęła cicho, nawet nie chcąc sobie wyobrazić miny Hiszpana.
- Zapłacę ekstra, zostań... - wciąż nalegał, nawet nie myśląc odpuścić. Zawsze był uparty, inaczej już nie potrafił.
- Cristiano, nie powinnam, naprawdę... - wahała się przez chwilę, lecz w końcu musiała ustąpić. Wszystko było dla niej lepsze, niż powrót do klubu i wysłuchanie obelg, a fakt, że polubiła mężczyznę działał zdecydowanie na korzyść. - Dobrze, zostanę - obwieściła w końcu, czego efektem był śmiech mężczyzny - szczery i uroczy, taki, jaki uwielbiała w facetach. Położyła się obok niego, obserwując obrazy za oknem, które było delikatnie odsłonięte. Było jej tak przyjemnie, choć raz czuła się bezpiecznie.
- Dobranoc - padło z ust bruneta.
- Dobranoc, gaduło - odparła, zamykając powoli swoje brązowe oczy.

Dwie godziny później.


- Jesteś nikczemna. - Długotrwałą ciszę przerwał głośny śmiech mężczyzny. - Czemu udajesz, że śpisz? - dodał już ciszej, widząc zdziwienie na twarzy kobiety, która właśnie otworzyła swoje oczy.
- Bo chciałam, żebyś ty mógł spać - odparła lekko zmieszana. - Jak to zauważyłeś? - dokończyła z wyrzutem, lekko przygryzając swoją wagrę.
- Bardzo marna z ciebie aktorka, słońce - wyjaśnił, przekręcając się w ten sposób, by móc położyć głowę na brzuchu kobiety. - Lubisz jakieś sporty? - zmienił temat, obserwując z zaangażowaniem jej błękitne tęczówki.
- Kiedyś często oglądałam skoki narciarskie. - Wzruszyła swoim bladymi ramionami.
- Łoo, jak na Hiszpankę bardzo oryginalnie. - Roześmiał się w głos.
- A mówiłam ci, że jestem Hiszpanką? - Lekko uniosła brew ku górze, gładząc jednocześnie jego brązowe włosy. - Urodziłam się w Austrii, a z pochodzenia jestem Niemką. Mieszkałam tam trochę, więc zdążyłam zainteresować się tym sportem. Tam to bardzo popularne.
- Nie wyglądasz na Niemkę, one są podobno bardzo brzydkie - wypalił rozpromieniony, czego efektem było pojawienie się poduszki na jego twarzy.
- Gaduło, jesteś okropny! - Roześmiała się, szybkim ruchem znajdując się nad mężczyzną. Ten nawet nie próbował się bronić, jedynie położył swoje dłonie na pośladkach brunetki, śmiejąc się razem z nią. Był pierwszym mężczyzną, który potrafił wydobyć uśmiech z jej ponurej twarzy. Był pierwszym, którego naprawdę polubiła. Delikatnie zbliżyła usta do jego warg, łącząc się z nim w namiętnym pocałunku. Pragnęła coraz więcej, lecz on odsunął głowę, jednocześnie kładąc ją obok siebie. Znów spojrzał w jej oczy, jakby chcąc prześwietlić je na wylot.
- A co sądzisz o piłce nożnej? - zapytał z miną oficera służb specjalnych. Chyba pierwszy raz tego wieczora był poważny. Poważny aż do przesady.
- Piękny sport, choć jeśli mam być szczera, nie jestem mistrzem w tych wszystkich zasadach i w ogóle... - przyznała cichym tonem. Spodziewała się kolejnego wybuchu śmiechu ze strony mężczyzny, w końcu dla facetów piłka to świętość, a nierozumienie jej to świętokradztwo. On jednak jedynie sięgnął po coś do szafki, nucąc pod nosem nieznany jej utwór. Po chwili odwrócił się do niej z koszulką i pilotem w ręku.
- Zakładaj - rozkazał, jednocześnie włączając ogromny telewizor.
- A w jakim celu? - Zareagowała śmiechem, kompletnie nie rozumiejąc sensu słów mężczyzny. Prośbę jednak spełniła. Szybkim ruchem ubrała biały strój z ogromnym napisem "Ronaldo", który był na nią co najmniej trzy razy za duży. - Wyglądam w tym idiotycznie - stwierdziła po chwili, posyłając mu dziwną minę.
- Uważaj na słowa, bo masz na sobie moje nazwisko. - Wyszczerzył swoje białe zęby, przeszukując kanały sportowe.
- Grasz w piłkę? - Spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Nie wiedziałam... - dodała już ciszej.
- Boże, gdzieś ty się chowała, dziewczyno? - Teatralnie przewrócił swoimi czekoladowymi oczami. - Chodź tu do mnie, obejrzymy mecz Manchesteru United z Barceloną - dodał, dołączając swój zniewalający uśmiech.
- Zasadniczo to we Frankfurcie... - mruknęła, kładąc głowę ma jego ramieniu. - I którym kibicujemy? - dokończyła, wlepiając wzrok w ogromny ekran.
- To tam nie było telewizorów? - rzucił rozchichotany mężczyzna. - A kibicujemy United. Kiedyś grałem z nimi, więc to dla mnie rodzina.
- Byłeś dobry? - Przejechała palcem wzdłuż jego opalonego torsu, obserwując wychodzące na murawę drużyny. Operator wskazał przez chwilę na trybuny, gdzie było mnóstwo osób. Każdy miał w ręku jakiś gadżet związany z ukochanym klubem, krzyczał jakieś słowa. Nie wszystkie mogła zrozumieć, lecz bez wątpienia była pod wielkim wrażeniem. Przymknęła delikatnie swoje powieki, starając się wyobrazić sobie obecność w takim miejscu. To musiało być niezapomniane przeżycie, była pewna.
- Cassi, ty mnie naprawdę nie znasz? - odpowiedział jej pytaniem z coraz większym zadziwieniem.
- No jakoś nie bardzo... - przyznała nieśmiało. Było jej głupio, lecz nigdy nie znała się na piłce i prawdy nie mogła zmienić. Najzwyczajniej w świecie nie miała czasu na takie rozrywki, a nawet jeśli w domu leciał mecz, wolała siedzieć z dala i nie słyszeć pijanego ojca drącego się na ekran.
- Dwa razy byłem najlepszym piłkarzem świata, więc można powiedzieć, że całkiem znośny. - Uformował swoje usta w delikatny uśmiech.
- Czekaj... - W jej głowie pojawiło się jedno, niezbyt wyraźne wspomnienie głośnej afery, która wstrząsnęła Hiszpanią 2 lata temu. - To ty jesteś tym piłkarzem, który przez błąd lekarzy...
- Jestem - mruknął pod nosem, przerywając jej natychmiast. - Cassi, możemy o tym nie rozmawiać? - zapytał z nadzieją w swoim głosie. - Mecz się zaczyna i w ogóle... - westchnął cicho. Wiedział, że nie brzmi zbyt przekonująco, lecz pragnął jedynie zakończyć kłopotliwy temat. Nienawidził mówić o tej sytuacji, nic nie był w stanie na to poradzić.
- Więc musimy im mocno kibicować, bo przegrają - wypaliła z uśmiechem na ustach, siadając obok niego po turecku. - I ej! Czemu ten facet w czarnym jest na spalonym, a sędzia nie gwiżdże?! - dodała z oburzeniem, spoglądając w kierunku mężczyzny.
- Cassi, bo to jest bramkarz drużyny broniącej, on musi tam być. - Roześmiał się wesoło, kiwając głową na boki.


80 minut później.


- Cassi, chciałbym, żebyś wiedziała, że jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, możesz się do mnie zwrócić, dobrze? - Wtopił wzrok w jej błyszczące oczy, leżąc zaledwie kilka centymetrów od prawie śpiącej kobiety. Nawet ona nie miała już sił na jakiekolwiek szaleństwa. Jedynie gładziła dłońmi jego tors, zapominając się bez reszty w jego wysportowanym ciele.
- Cristiano, znasz mnie zaledwie kilka godzin. Takie deklaracje wymagają pewności i podstaw, nie możesz mi ich składać. Nie masz nawet pewności, że nie mam w planach cię okraść - odparła zgodnie z prawdą. Była w końcu nikim, nie mogła wymagać czegokolwiek, a bynajmniej takie było jej przekonanie.
- A może po prostu chciałbym ci pomóc? Tak bezinteresownie i z dobrej woli?
- Komu? Dziwce, której nawet nie znasz? - Prychnęła śmiechem, odwracając się do niego plecami. Nie była w stanie zrozumieć jego punktu widzenia. Czyżby ten facet był bilski utraty zmysłów? Nie wiedziała, lecz jej przeczucia kierowały się właśnie w tym kierunku. Od swoich klientów czasami słyszała ciepłe słowa, ale takie zachowanie było w jej życiu czymś kompletnie niespotykanym.
- Wolałbym określenie przyjaciółce, którą chciałbym poznać - mruknął po chwilli. Tym razem zdecydowanie jego głos był smutny, pełen żalu. - Po prostu widzę, że ty nie chcesz tego robić. Mogę przecież ci pomóc znaleźć jakieś normalne zajęcie, dom...
- Cristiano, jesteś wspaniałym człowiekiem - przerwała mu, kładąc dłoń na jego policzku. - Pamiętam, jak kiedyś w mediach mówili o tobie w samych negatywnych odcieniach, ale ty naprawdę jesteś dobry i dziękuję ci z całego serca za to wszystko, ale ja nie mogę przyjąć twojej pomocy - dokończyła prawie szeptem, starając się zachować choć pozory spokoju.
- Zaraz jeszcze powiesz mi, że to taka twoja pasja życiowa - fuknął pod nosem, wtapiając swój czekoladowy wzrok w sufit.
- Gaduło, nie obrażaj się. - Zbliżyła usta do jego szyi. - Zapomnij o mnie i ciesz się życiem. Dam sobie radę, obiecuję. - Uśmiechnęła się nieznacznie, próbując jakoś go udobruchać.
- Ale jeśli będziesz potrzebowała, zawsze możesz mnie odnaleźć i...
- Zapamiętam - wypowiedziała z powagą, trzymając dłoń na sercu. - Ale ty masz mi obiecać, że jutro kupisz ukochanej ogromny bukiet kwiatów i powiesz jej, że kochasz ją ponad wszystko. Potem zabierzesz ją do restauracji i po prostu będziecie cieszyć się swoją miłością. Miłość to piękne uczucie, musisz je tylko pielęgnować. - Ułożyła głowę na jego torsie, okrywając szczelnie ich ciała satynowym kocem. - A teraz dobranoc, Voceras - wyszeptała, przymykając powoli swoje powieki, będąc w drodze do krainy Morfeusza. 
- Obiecuję, dobranoc, Cassi... - Pożegnał ją czułym wzrokiem. Po chwili słyszała już jedynie ciemność i odzwierciedlenie obaw i pragnień jej umysłu zawarte w snach.
_________________
No i czas wielkich spotkań rozpoczęty! Komu kibicujecie? Ja osobiście Portugalii i Hiszpanii, więc wczorajszy mecz... no dobra, można łatwo odgadnąć, jak to przeżyłam.
Btw, jeśli sądzicie, że dalsze części będą równie cukierkowe, może czekać Was spore zaskoczenie...
Miłego! :D
*Voceras - po hiszpańsku oznacza po prostu gadułę.

8 komentarzy:

  1. Już uwielbiam to opowiadanie :)
    Czekam na kolejny odcinek z zapartym tchem,a tymczasem zapraszam :

    http://cofnieta-w-czasie.blogspot.com/2014/06/odcinek-4.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zaczyna.Czekam na następny.
    Dodawaj jak naj szybciej bo nie mogę się doczekać..

    OdpowiedzUsuń
  3. Yey! Jestem i ja xd
    Także no xd Cris taki szlachetny :o a na nastepny dzien powie swojej UKOCHANEJ, że kocha ją ponad życie i że poprzednią noc spędził z Cassi xd
    buziaki! :*
    P.S
    the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam na nowego bloga -----> http://we-should-die-together.blogspot.com/ < 3

      Usuń
  4. Oh jak się cieszę że ukazał się tu pierwszy rozdział!:)
    Bradzo fajnie i treściwie jest wszystko opisane . Casi to wspaniała dziewczyna tylko szkoda że życie zmusiło ją do obrania takiej profesji ale spotkała na swojej drodze przystojnego bruneta o imieniu Cristiano dla ktorego sądzę nie będzie obojętną istotą .
    Pomysł na opowiadanie jest jak najbardziej świetny czuję że będzie tu się dużo działo więc już czekam z niecierpliwością na nowość. Powiadamiaj mnie o nowościach :) Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak słodyczy? Cudownie!
    A rozdział jak zwykle świetny. Jak zwykle masz dobry pomysł na to opowiadanie - spodziewam się, że nie będzie tak kolorowo, jak ten rozdział. Uroczy, choć spodziewam się wiele bólu i cierpienia w następnych.
    I zabolał mnie jakoś fakt, że faktycznie Cris powie jutro swojej "ukochanej" te słowa. Ale cóż... Zobaczymy w następnych, których już notabene nie mogę się doczekać!
    Ps. Tak, ja też kibicuję Portugalii i Hiszpanii. I także jestem załamana ostatnim ich meczem. :( Ale przyznam, że obie drużyny ładnie tak czy siak grali.
    A tymczasem... O 18.00 dzisiaj oczywiście spędzamy wieczór przed telewizorem. Portugalia!

    stanzaczytany@gmail.com
    http://facebook.com/StanZaczytany
    www.get-up-after-a-fall.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na 19 rozdział http://siete-jugadores.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  7. osobiście kibicuję Włochom :))
    co do rozdziału: Cristiano, ahh, Cristiano :D nigdy nie czytałam o nim opowiadań i przez to nie mam w ogóle wyobrażenia o jego 'romantycznej stronie' ;p Ty to świetnie przedstawiłaś! jest taki czuły i kochany, ojj, coś tu się kroi! mniej więcej chyba wiem co stanie się w następnych rozdziałach, ale czekam aż mnie zaskoczysz :D
    pozdrawiam i życzę weny :*

    ps. zapraszam do mnie!
    http://whole-world-is-watching-varane.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń