czwartek, 10 kwietnia 2014

Prolog

'Cause I’m only a crack
In this castle of glass
Hardly anything there
For you to see..
· Linkin Park - Castle of glass. 

Ulicami ciemnego miasta podąża kobieta. Nie przybywa obecnie w najciekawszej okolicy, co dodatkowo potęguje jej zdenerwowanie. Decyduje się przystanąć na chwilę pod światłem miejskiej latarni, by choć chwilę odpocząć. Wysokie szpilki na jej stopach, a także brak funduszy na przebycie długiego dystansu autem, dały jej o sobie znać. Z czerwonej kopertówki wyjmuje papierosa. Zagorzała przeciwniczka wszelkiego rodzaju używek dzisiejszego dnia postanawia złamać swój zwyczaj, chcąc choć w małym stopniu uciszyć krzyczące z rozpaczy nerwy. Krztusi się dymem, lecz dzielnie bierze kolejne wdechy. Nie przynosi to jednak zamierzonego efektu. Rzuca peta na ulicę i znów rusza przed siebie. Wciąż ma wrażenie, jakby ktoś podążał jej śladem, lecz próbuje uświadomić sobie bezsensowność swoich przeczuć. Wie, że jest z nią jedynie blask księżyca, który swym łaskawym światłem oświetla jej drogę. Po chwili jest już na miejscu, w końcu może odetchnąć z ulgą. Wchodzi do pełnego ludzi klubu nocnego. Ludzi, a raczej napalonych mężczyzn, którzy przychodzą w to miejsce traktować kobiety jak przedmioty. Przeciska się między nimi, aż w końcu ląduje na zapleczu. Zastaje trzy dobrze znane jej dziewczyny. Mają na sobie wyzywające stroje podkreślające wszystkie ich atuty. Zerka na zegarek i dopiero w tym momencie uświadamia sobie, jak bardzo jest spóźniona. W pośpiechu łapie sukienkę, która jest przeznaczona dla niej, lecz głos szefa okazuje się szybszy.
- Znowu spóźnienie, ty cholerna szmato!! - słyszy z jego ust. Próbuje się tłumaczyć, lecz silna ręka mężczyzny kieruję ją na podłogę, zostawiając na jej policzku sporą ranę. Dalszych usprawiedliwień unika, wiedząc jakie są konsekwencje dyskusji. Z pokorą przeprasza, obiecując poprawę. W końcu mężczyzna wychodzi, a ona zostaje z koleżankami. Te natychmiast rzucają się jej na pomoc, lecz ona w pośpiechu opuszcza pomieszczenie. Zamyka się w łazience, chcąc zaznać choć chwilę samotności. Podchodzi do ogromnego lustra, w które spogląda ze łzami w oczach. Widzi odbicie osoby, której istnienie jest niewyjaśnioną zagadką. Urodzona w rodzinie alkoholików, od zawsze jedynie krytykowana, nigdy nie zaznała prawdziwej miłości. Spogląda na swoje odbicie coraz uważniej, jakby chcąc w końcu określić samą sobie. Niestety, zadanie to wydaje się być czymś zbyt ciężkim do wykonania. Podchodzi do odrapanej ściany, osuwa się na podłogę, a twarz chowa w swoje roztrzęsione dłonie. Kobieta nienawidzi swojego życia. Od kiedy skończyła 17 lat, musi utrzymywać się sama. Wsparcie w wykonaniu jej rodziców polegało jedynie na żądaniu od niej pieniędzy, więc zerwała z nimi kontakt. Dziś ma lat 19, mieszka w zupełnie innym mieście, jest zdana jedynie na siebie. W Madrycie widziała szansę na lepsze życie, teraz widzi jedynie bezwzględność stolicy. Dawniej marzyła o pracy prawnika, lekarza, może polityka, kogokolwiek ważnego. Przebiegłe życie przygotowało jednak dla niej zupełnie inny scenariusz. Nie miała pieniędzy na naukę, więc musiała walczyć o każdy gorsz. Szacunek do samej siebie, wola walki, wszystko zeszło na bok.
- Za godzinę jesteś w taksówce! Masz bogatego klienta, więc chociaż raz się postaraj! - brzmi głos znienawidzonego mężczyzny, który znów przypomina jej o brutalnej rzeczywistości.
- Zaraz będę gotowa! - odpowiada, zbierając się z podłogi. Próbuje ocenić swój wygląd w lustrze, w końcu musi wyglądać pięknie. Delikatnie poprawia kontur oczu eyelinerem, usta maluje na krwistoczerwone barwy. Jej twarz znów nabiera uroku. Po chwili opuszcza pomieszczenie, chcąc znaleźć odpowiedni na taką okazję strój. Wchodzi do przebieralni i natychmiast zostaje obezwładniona przez ramiona o wiele wyższej od niej blondynki.
- Młoda, nie rób nam takich numerów! - obwieszcza jej przyjaciółka, utrudniając kobiecie oddychanie. Blondynka jest znana ze swojej radości. Cokolwiek by się nie działo ma na twarzy uśmiech. Kobiety znają się już od roku, więc odkąd młodsza pojawiła się w firmie. Od tego czasu są wręcz nierozłączne.
- Spokojnie, umiem o siebie zadbać. - Wzrusza ramionami, podchodząc do wieszaka. Znajduje na nim kusą sukienkę o czarnej barwie, idealną na taki wieczór.
- Wera też umiała, a teraz sama wiesz... - szepcze przypomnienie losu dziewczyny, która pracowała tu chyba najdłużej. 
Po ciele Cassidy przechodzą ciarki na samo wspomnienie tragicznej śmierci koleżanki, którą zaatakował nieznany sprawca. Najgorsze jednak było to, że policja nie chciała zrobić zupełnie nic. W końcu kto przejmowałby się losem prostytutki?
- Ona na to nie zasłużyła! - ogłasza ze złością, mocno zaciskając swoją pięść. - Miała odejść stąd, zamieszkać ze swoim partnerem... Nie tak miało być - dodaje już spokojniej, podchodząc do małego okna w rogu pomieszczenia.
- Nikt nie zasługuje na taki los, ale nie możemy już jej pomóc. Teraz musimy dbać o siebie nawzajem, skarbie. - Delikatny uśmiech pojawia się  na twarzy blondynki. 
Wywołuje on u dziewiętnastolatki mieszane uczucia, lecz ta nie daje tego po sobie poznać. Wie, że blondynka ma rację. Bierz kreację i bez słowa oddala się w stronę łazienki. Po drodze spotyka swojego szefa, który bezczelnie dobiera się do jednej z pracujących tu dziewczyn. Próbuje przejść niezauważona, lecz mężczyzna szybko ją dostrzega. Zostawia swoją zabawkę i szybkim ruchem łapie nadgarstek kobiety. Następnie przyciska ją do ściany swoim postawnym ciałem, budzi w niej odrazę swoim wzrokiem, oddechem. Sprawia, że brunetka ma ochotę płakać.
- Jeśli to zawalisz przysięgam, że tym razem pobicie będzie twoim marzeniem - facet rzuca wiązankę gróźb, po czym zostawia kobietę samą. Ta stoi w miejscu, na jej twarzy króluje obojętność, lecz w sercu przerażenie właśnie zdobywa władzę. Ma już dość swojego życia, po prostu dość.

Zaledwie 5 godzin wcześniej.
Przystojny mężczyzna od dłuższego czasu przyglądał się grze grupki piłkarzy. Był pod wyraźnym wrażeniem ich umiejętności, co okazywał słowami dopingu i ogromnym uśmiechem na swoich ustach. Sam chętnie zagrałby z nim, lecz to marzenie było poza jego zasięgiem. Jego kariera zakończyła się dobre pół roku temu. Stanął wtedy przed najważniejszym wyborem w swoim życiu: życie ukochanej czy piłka. Nie zastanawiał się długo. Bez zawahania oddał część siebie, by móc uratować jej życie. Nie rozpaczał jednak nawet przez chwilę, po prostu to nie leżało w jego naturze. Starał się czerpać jak  najwięcej radości z każdej możliwej chwili. Od zawsze był człowiekiem bardzo pozytywnym, kochającym i kochanym przez wszystkich. Wszystkie trudności życiowe podejmował z entuzjazmem, inaczej nie potrafił. Dziś był wzorem dla wielu młodych piłkarzy, miał przy sobie cudowną kobietę. Mógł chcieć czegoś więcej? Czasami jednak czuł się niezwykle nierozumiany. Ludzie traktowali go od czasu końca jego kariery jak dziecko specjalnej troski, jego uśmiech przyjmowali jako oznakę ukrywanego cierpienia, starali się chronić go przed wszystkim. Właśnie dziś znów mógł poczuć to dobrz znane , znienawidzone uczucie.
- Cześć, Cristiano. Wszystko w porządku? Coś cię boli? - padło z ust jego przyjaciela - Ikera. Bramkarz zajął miejsce obok mężczyzny, przypatrując mu się uważnie.
- Nie, jest naprawdę dobrze - odparł z swoim zwyczajowym entuzjazmem. - Mogę trochę z wami pograć? - rzucił prosto z mostu, wstając z miejsca. Miał już nawet na sobie strój treningowy i nowe korki. Był świadomy swoich ograniczeń, lecz sprawiało mu tak wiele radości. Chciał po prostu znów poczuć się jak za dawnych czasów, pożartować, poganiać z przyjaciółmi z drużyny.
- Nie chcemy ci zrobić krzywdy, sam przecież wiesz jak ciężka jest gra i w ogóle... - wydał z siebie pokrętną odpowiedź, opatrzoną delikatnym uśmiechem, który miał zapewne urobić Portugalczyka.
- Iker, wiem o tym doskonale, grałem przez całe swoje życie. Ale nie jestem inwalidą, dam radę. No człowieku, chodź pograć - prosił wciąż uśmiechnięty mężczyzna.
- No tak, ale my teraz mamy ważny mecz i chłopaki są tak nakręceni, że mogą zrobić coś źle i gdyby coś ci się stało...
- Od razu mogłeś powiedzieć, że jesteście zajęci - przerwał mu, próbując zachować przy sobie uciekający humor. Starał się uśmiechać, lecz słowa bramkarza bolały go bardziej niż cokolwiek innego. - To ja pójdę. Powodzenia, będziecie mistrzami! - rzucił na odchodne, szybkim krokiem udając się w stronę tunelu. Nie chciał pokazać im swojego smutku, byli dla niego jak rodzina, kochał ich.
Po powrocie do domu jego pierwszą myślą było znalezienie narzeczonej. Kobiety nie było jednak nigdzie. Usiadł więc na małej ławeczce w słonecznym ogrodzie, podziwiając bezchmurne niebo. Pamięcią sięgnął do najszczęśliwszych dni w swoim życiu. Dzięki sile wyobraźni znów znalazł się na swoim ukochanym stadionie; znów stał przed bramką przeciwnika w finale Ligi Mistrzów; znów strzelił zwycięskiego gola, dając radość wszystkim kibicom i ogromną dumę sobie samemu. Potem jednak jego umysł samowolnie zwrócił się ku wspomnieniom przykrych chwil. Powróciła choroba ukochanej, jego heroiczna decyzja, błąd lekarzy, który skończył się dla niego koniecznością przyjmowania ciężkich leków i miesiącami w szpitalu. Wyrzucił te myśli z swojej głowy. W jego kierunku szła właśnie najcudowniejsza osoba, jaką znał - jego narzeczona Megan. Kobietę ponad dwa lata temu, a ich uczucie rozgorzało od pierwszego wejrzenia. Rok młodsza Hiszpanka była uosobieniem dobra, ale przede wszystkim kobietą spełnioną. Pochodziła z bardzo szanowanej rodziny prawników i lekarzy, skończyła dobre studia, a ostatnio otrzymała własny program informacyjny w poważnej stacji. Możnaby rzec, że była szczytem marzeń każdego normalnego mężczyzny.
- Dzień dobry, kochanie. - Musnęła policzek mężczyzny, działając na wszystkie jego zmysły swoim zmysłowym zapachem.
- Szukałem cię, byłaś w pracy? - odparł, spoglądając na nią ze swoim zwyczajowym uśmiechem na ustach.
- Otóż dziś wieczorem prowadzę wywiad z prezydentem USA, byłam właśnie wszystko uzgodnić - obwieściła nagle, ze stoickim spokojem oczekując reakcji narzeczonego. Była ona zgodna z jej założeniami. Piłkarz natychmiast uściskał ją mocno swoimi silnymi ramionami.
- To wspaniale! - Uśmiech wciąż królował na jego twarzy. - Ale czekaj... On nie jest przypadkiem dziś w Portugalii? - dodał już smutniejszym głosem, świdrując wzrokiem jej niebieskie oczy. Szybko wyczytał z nich odpowiedź, miał rację.
- Pojutrze wrócę, Cristiano... - Zalotnie przygryzła wargę, chcąc choć trochę udobruchać swojego partnera.
- A może polecimy razem? Tak dawno nie byłem u mamy i dziewczyn...
- Nie! - przerwała mu, wyrażając stanowczy sprzeciw. - Bierzesz leki i masz słaby organizm, nie możesz latać samolotem... - dokończyła z troską w swoim delikatnym głosie, oplatając rękami jego kark.
- Masz rację, zostanę i skupię się na znalezieniu jakiejś pracy - westchnął cicho, spoglądając znów w swoje ukochane niebo, które dawało mu tyle wsparcia i spokoju duszy.
- Pracy? Cristiano, przecież nie musisz...
- Ale chcę! - zareagował nerwowo, lecz natychmiast skarcił się za takie zachowanie w myślach. - Nie chcę ciągle siedzieć w domu i być ciężarem dla wszystkich. Po prostu zależy mi na robieniu czegokolwiek związanego z piłką - wyszeptał, smutnym wzrokiem obserwując ziemię pod swoimi stopami.
- Rozumiem - odparła z lekkim uśmiechem, lecz kompletnie bez przekonania. - Mam nadzieję, że znajdziesz sobie jakieś zajęcie pod moją nieobecność, kocham cię. - Jeszcze raz złożyła pocałunek na jego ustach, a następnie po prostu odeszła spakować się przed wylotem.
Mężczyzna został sam w wielkim ogrodzie. Sam i przede wszystkim samotny. Znów zajął miejsce na swojej ukochanej ławeczce. Potrafił spędzać tu całe godziny, wpatrując się w horyzont. Jego ukochana nigdy tego nie rozumiała, nikt nie był w stanie go zrozumieć. Od dawna miał wrażenie, że w oczach bliskich jest niespełna zmysłów. W końcu jak mógł cieszyć się życiem, skoro stracił coś tak ważnego? Rodzina przyjmowała to jako próbę wyparcia z siebie żalu, lecz on chciał jedynie być normalnym człowiekiem. Czy to tak dużo? Z kieszeni wyciągnął swój nowiutki telefon. Wahał się przed jego uruchomieniem, lecz emocje wygrały ze zdrowym rozsądkiem. Wybrał numer telefonu, który ostatnimi czasy otrzymał od znajomego. Kazali znaleźć mu sobie zajęcie, więc posłusznie spełnił prośbę.
_________________________
Dzień dobry! Witam na moim nowym blogu. Będzie on kontynuowany już niedługo i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Bardzo liczę na Wasze opinie i sugestie.
Pozdrawiam! ;*
XOOO