czwartek, 7 sierpnia 2014

4. The bright in black 

Niezbyt wysoka brunetka podąża na swych wysokich, krwistych szpilkach wzdłuż słabo oświetlonego korytarza. Dookoła jej unoszą się wszechobecne opary alkoholu i papierosów, mieszając się z dźwiękami niezbyt skomplikowanych utworów. Niemalże przyprawiają one jej umysł o ostry atak bólu. W sferze jej wspomnień wciąż króluje jedno, które oscyluje wokół tych znienawidzonych rytmów. Kobieta zwalnia kroku, powracając do pierwszego dnia w swojej pracy. Ma przed oczyma osobę pełną aspiracji, marzeń, które giną jeszcze tego samego dnia w sposób bestialski. Wiara w szybkie nabycie gotówki i podszkolenie języka wydawała się jej niczym złym, lecz teraz jest pewna, że to czysta mrzonka.
- Jesteś naiwna, maleńka. To, że zmienisz ubranie czy tożsamość nie zmieni faktu, że zawsze będziesz dziwką - Te kilka słów jej barczystego, władczego szefa wciąż krąży w jej świadomości. Bolą niczym cios otrzymany ostrym narzędziem, lecz najmocniejszy ból zadaje ich prawdziwości. Od tego dnia młoda kobieta jest już innym człowiekiem. Uśmiech staje się dla niej czymś obcym, niemalże unikalnym. Każdego dnia obserwuje jedynie grymas zadowolenia na twarzy swoich klientów. To uczucie rozrywa ją od środka. Jest obrzydzona swoimi czynami, postawą. Nie ma jednak siły na jakiekolwiek działanie. Jest w końcu nikim, wręcz towarem, który jedynie poprzez dziwny przypadek ma wolną wolę, choć i ona jest w niej skrupulatnie mordowana. Nagle brunetka wzdryga, opuszczając swój podły umysł. Czuje brudne łapska Maxa - ich ochroniarza i przyjaciela właściciela owego interesu - które popychają ją w stronę ściany. Stara się wyrwać, ale każdy ruch zostaje stłamszony już w zarodku. Mężczyzna ma ponad 190 cm wzrostu, potężną muskulaturę, władzę. Nastolatka nie jest w stanie zrobić nic. Czuje jego sapiący, obrzydliwy oddech na swojej szyi. Jej ciało przechodzą dreszcze przerażenia, które niemalże pozbawiają ją równowagi. Łzy momentalnie cisną się do jej oczu, a w jej płucach pozostaje coraz mniej powietrza. Ucieka ono od niej niczym prędkość dźwięku, jakby już wiedziało, co ma w planach rosły mężczyzna i pragnęło nie widzieć tego koszmaru. Max nie czeka długo, by potwierdzić jej przypuszczenia. Wsadza swą brudną łapę w jej włosy, spychając ją siłą do parteru.
- Myślałaś, że tak bezkarnie można od nas odejść? Nawet nie wiesz, w jakim jesteś błędzie - mówi przez zęby, wymierzając pierwszy cios wobec jej twarzy.
Krew wąskim strumieniem wypływa z rany, wędrując jej bladym od przerażenia policzkiem. Ochroniarz nie kończy jednak na tym okrutnym zachowaniu. Siłą podnosi ją z ziemi, a następnie mocno potrząsa jej ciałem, wciąż gapiąc się w jej oczy. Jego wzrok jest niczym laser - ostry, raniący, niemalże niemożliwy do wyłączenia.
- Błagam, przestań... - Próbuje przekonać go do okazania łaski swym cienkim, przerażonym głosem.
Jej słowa ulatują niczym podmuch wiatru. Trzydziestopięciolatek bez jakiejkolwiek zgody łapie jej ramię, zaciskając dłoń z całej siły. Cassidy znów jest zdana na jego wolę. Zostaje zaprowadzona do ciemnego pokoju. Muzyka jest w nim niemalże niesłyszalna. Kobieta doskonale wie, że jej głos podzieli los dyskotekowych rytmów. Zresztą, któż miałby jej pomóc? Rozgląda się, widząc obskurne wnętrze urządzone w fatalnym guście. Na ścianach wiszą zdjęcia nagich kobiet, dookoła leżą gadżety, które śmiało mogłyby pochodzić z sadystycznego filmu porno. Brunetce przerywa dłoń oprawcy, który szybkim i celnym ruchem popycha ją na czerwone łóżko, które stoi na samym środku pomieszczenia. Widzi, jak zbliża się do niej, odpinając guziki od swych spodni. Instynktownie przesuwa się pod samą ścianę, mając jeszcze złudne ostatki nadziei.
- Proszę, już nigdy nie zrobię nic takiego... - łka, podkurczając swe nogi najbardziej, jak tylko jest w stanie.
W odpowiedzi słyszy gromki śmiech. Po chwili leży już pod jego ogromnym ciałem, wciąż starając się wymierzyć mu cios. Wola walki jest w niej ogromna, lecz mimo wszystko Niemka nie ma jakichkolwiek szans. Mężczyzna szybkim ruchem rozrywa jej sukienkę. Czarny, bezużyteczny materiał używa do zawiązania jej ust, by mieć pewność, że jego postępek nie wyjdzie na jaw.
- A teraz się zabawimy - obwieszcza z uśmiechem na swej ohydnej twarzy. Jest pewien, że ma ją w garści. Podniecenie narasta w nim z każdą sekundą, ludzkie uczucia czyniąc czymś archaicznym. Swymi śliskimi ustami liże jej piersi, które dopiero co uwolnił spod czerwonego biustonosza. Mocno trzyma jej nadgarstki; nie może pozwolić uciec swojej zabaweczce. Jego siła użyta do tego działania staje się jednak coraz bardziej bezużyteczna. Cassidy, chuda nastolatka, która ma połamane żebra, którą boli nawet normalne przemieszczanie się, opada z sił. Zresztą, jest już pewna, że nie uniknie swego losu. Zamyka oczy, chcąc choć myślami być w lepszym miejscu. Czuje, jak ostry ból przeszywa ją całą, gdy męskość oprawcy wbija się w jej nagie ciało. Każdy jego ruch jest coraz bardziej bolesny, przyprawiający o utratę przytomności. Próbuje jeszcze raz zwalczyć o swoją wolność, lecz i tym razem bezskutecznie. W końcu poddaje się na dobre. Stara się myśleć o kimś, kto jest dla niej tak bardzo ważny. Wyobraża sobie, że to jej Cristiano, że jest tu przy niej, są szczęśliwi. Ochroniarz staje się coraz brutalniejszy; rozchyla jej nogi, robiąc już wszystko, co tylko przyjdzie do jego chorej głowy. Ból jest w tym momencie na tyle potężny, by swą intensywnością zmusić Cass do krzyku. Krzyku, którego nie słyszy nikt. Po chwili jednak wszystko mija. Kobieta czuje ciepło, które roztacza się w jej wnętrzu. Męskość mężczyzny wysuwa się z niej i w końcu znika w spodniach, lecz zastępuje go ogromny, ironiczy uśmiech na jego ustach.
- Grzeczna dziewczynka - dodaje, całując jej policzek.
Brunetka nawet nie wzdryga. Jest już w pełni wolna, lecz nie jest w stanie choćby mrugnąć okiem. Gwałciel opuszcza pomieszczenie, a ona wciąż pozostaje w miejscu. Leży obolała, kątem oka spoglądając w kierunku pięknej nocy, która ukradkiem wkrada się do tego strasznego miejsca. Po jej twarzy znów spływają łzy. W ułamku sekundy powraca też to znienawidzone uczucie, którego w żaden sposób nie jest w stanie wyłączyć. Czuje się nikim, po prostu nikim. Kimś, a raczej czymś, co powinno już dawno temu zniknąć z tego bezlitosnego świata. 
***
Dwie godziny później.
Niespełna trzydziestoletni mężczyzna nerwowo spoglądał na wyświetlacz smartphona. Już od rana czekał na telefon od przyjaciela, gdy ten najwidoczniej miał ciekawsze zajęcia. Były piłkarz wciąż nie był w stanie powstrzymać wybuchów furii. Był przerażony stanem, jaki wywołała w nim zupełnie nieznajoma dziewczyna. Znał ją bowiem niespełna 3 dni, a zachowywał się sprzecznie ze wszystkimi swoimi zasadami. Był jednak pewien, że nie może dopuścić do takiego finału tej sprawy. Ledwie pomyślał o miejscu pobytu upartej przyjaciółki, a w ułamku sekundy cały jego umysł wypełniło uczucie obrzydzenia i niepokoju zarazem. Gdy przypomniał sobie sceny z filmów o podobnej tematyce, miał w głowie najgorsze z możliwych scenariuszy. Jego przeczucia dodatkowo potwierdzał paniczny strach Cass, którego miał okazję doświadczyć na własnej skórze. Wciąż nie był w stanie pojąć głupoty, która nakazała jej powrót do pracy. Nie miał jednak czasu na filozoficzne wywody. Pragnął zrobić cokolwiek. Czuł się winny, że nie zrobił nic więcej, by zatrzymać ją w domu. Wiedział, że gdyby coś stało się tej drobnej istocie, nigdy nie wybaczyłby tego sobie. Jego pobudki były bardzo szlachetne, lecz musiały zderzyć się z twardą rzeczywistością. Nie wiedział o niej praktycznie nic. Znał jedynie kilka nieistotnych faktów, które nie były mu w stanie pomóc w czymkolwiek. Liczył na pomoc ze strony przyjaciela, od którego otrzymał numer do agencji dziewczyny, lecz ten pomysł zdawał się coraz mniej realny do wykonania. Telefon wciąż milczał, jakby uknuł spisek przeciw piłkarzowi. Nagle jednak odezwał się sygnał dzwonka do drzwi. Portugalczyk natychmiast poderwał się z miejsca, naiwnie licząc, że dźwięk ten zwiastuje powrót Cassidy. Nacisnął klamkę, już przygotowując w głowie scenariusz reprymendy, lecz zamiast drobnej brunetki ujrzał swoją narzeczoną.
- Przez to całe zamieszanie w redakcji zgubiłam gdzieś klucze - wyjaśniła natychmiast swoje zachowanie, czerwonymi ustami całując policzek ukochanego. - Piekło na ziemi, mówię ci! - fuknięła głośno, wiele mówiąc o swojej irytacji. - Wciąż gonili mnie z konferencji na konferencję, nawet nie myśląc o tym, że człowiek z zasady powinien czymś się odżywiać. Po prostu stado egoistów, które myśli tylko o własnej dupie - ciągnęła swą opowieść o trudach egzystencji dziennikarza, wtaczając czerwoną walizkę do wnętrza willi. Gdy w końcu położyła ją obok kanapy, osunęła się na nią, na znak swego wyczerpania kładąc nogi na stoliku kawowym. - Do końca życia mam dość polityków - zakończyła w końcu, podkładając poduszkę pod swą głowę i  przymykając oczy, by zaznać upragnionego relaksu.
- Też za nimi jakoś szczególnie nie przepadam - odpowiedział po dłuższym namyśle, siadając po jej prawicy. Ścisnął mocno jej dłoń, dołączając wymuszony uśmiech. Starał się wyjść jak najbardziej naturalnie, choć serce kołatało mu zapewne z częstotliwością bliską eksplozji.
- Dobrze się czujesz? Wydajesz się jakiś dziwny - Zauważyła niemalże od razu. W pracy codziennie spotykała się z wszechobecnym fałszem, więc oszukanie jej nie było czymś prostym, a możnaby i rzec, że było to działanie samobójcze.
- Oczywiście, że dobrze. Nie mam pojęcia, co mi sugerujesz - rzucił z oburzeniem w swym głosie, które jedynie potwierdzało tezę blondynki. Piłkarz bowiem nigdy nie był dobrym aktorem, a w tym momencie był niczym dziecko, które zaprzecza, że zjadło czekoladę, choć cała jego twarz i ubrania są nią pokryte.
- Cristiano, pamiętasz, że jesteśmy razem od kilku lat? - Zmierzyła go swym srogim wzrokiem. - Powinieneś mi ufać po takim czasie - dodała z wyraźnym wyrzutem w swym aksamitnym, przesiąkniętym hiszpańskim akcentem głosie.
- Ale czy ja ci nie ufam?! - odparł zbulwersowany mężczyzna. - Jedynie nie mam humoru i śmiem twierdzić, że mam do tego prawo. Poza tym nie mam  zamiaru skakać z mostu, wieszać się itd., więc uważam, że twoje obawy to czysty absurd. Nie jestem jednym z twoich cholernych gości, więc przestań robić mi przesłuchanie - wygłosił pod nosem, podsumowując całą wypowiedź wiele znaczącym prychnięciem. Nerwy ponosiły go coraz bardziej i miał na to coraz mniejszy wpływy. Gdyby tylko mógł jej zdradzić, co było ich powodem... Wiedział niestety o konsekwencjach i musiał zachować ten sekret dla siebie. Kochał Megan z całego serca, nigdy nie pragnął jej nieszczęścia.
- Wiesz... - Spojrzała w jego kierunku bezuczuciowym wzrokiem. Chwilę później zwiesiła jednak wzrok, z lekkim zamieszaniem dodając: - Chyba muszę przyznać ci rację. Ostatnimi czasy niepotrzebnie przynoszę pracę do domu. To wszystko powoli zaczyna mnie przerastać...
- Nie, nieprawda - westchnął, kładąc swą gorącą dłoń na kolanie przygnębionej partnerki. - To ja zachowuję się kompletnie nieracjonalnie. Nie powinienem się unosić, przepraszam.
- Cristiano, nie przepraszaj - przerwała mu natychmiast, zwinnym ruchem siadając okrakiem na jego kolanach. - Tak myślałam i doszłam do wniosku, że obydwoje mamy ostatnio dużo na głowie. Przydałyby się nam malutkie wakacje, co ty na to? Tylko my i cichy kurorcik, cały weekend, zero internetu i telefonów. Musi być cudownie. - Ułożyła usta w delikatny uśmieszek, który skierowała do ukochanego. Palcem przejechała wzdłuż jego torsu, by swą wycieczkę zakończyć soczystym pocałunkiem, jakim go obdarowała.
- Ale tak teraz? - zdziwił się wizją kobiety, która przecież z natury niemalże niczego nie robiła spontanicznie. Była typem ułożonej perfekcjonistki, która  nigdy nie zdawała się na los. Bywało, że potrafiła zaplanować szczegółowo nawet wyjazd do supermarketu, więc obawy Cristiano były w pełni usprawiedliwione.
- Nic nam w tym nie przeszkadza. Jesteśmy dorośli, mamy pieniądze, a poza tym... - zawahała się chwilę, z uwagą koncentrując wzrok na czekoladowych oczach narzeczonego - moglibyśmy w końcu pomyśleć nad naszym pierwszym dzieckiem. Uważam, że jestem na nie gotowa - dokończyła w końcu, swym uśmiechem próbując oczarować smętną minę ukochanego. Nie był on niestety zachwycony, poznała to w ułamku sekundy.
- Ale ja nie jestem gotowy! - uniósł się, burząc jej marzenia niczym domek z kart. Czuł, że nie jest w stanie podjąć tak ważnej dla jego przyszłego życia decyzji - znów. Za każdym razem, gdy w ich domu pojawiał się owym temat, on najzwyczajniej w świecie stwierdzał, że powinni poczekać. W głębi serca kochał dzieci i bardzo ich pragnął, lecz wewnętrzne uczucie blokowało go przed tym krokiem. Nie wiedział czym było to spowodowane, ale za każdym razem, gdy wyobraził sobie siebie i niemowlaka, napawała go fala przerażenia. W końcu posiadanie potomka to wielka odpowiedzialność; nie można go odstawić na półkę i znów wziąć, gdy zachce się nim łaskawie zająć. Sądził, że Megan podziela jego zdanie, gdyż zawsze twierdziła, iż kariera na razie jest dla niej priorytetem, lecz dzisiejszy dzień zburzył ten mur. Piłkarz wiedział, że on w końcu nadejdzie, ale nie podejrzewał, że tak prędko.
- Cris, nie rozumiem kompletnie twoich obaw, są wręcz irracjonalne! Dziecko to wielkie szczęście, błogosławieństwo - Próbowała użyć swoich argumentów, schodząc z jego kolan i zajmując miejsce obok.
- Ale czy ja to podważam? - mruknął, odchylając się wygodnie na kanapie, a dłonie wkładając do kieszeni. Następnie dodał już spokojniej, chcąc nie wyjść na kompletnego durnia, którego właśnie z siebie robił: -  Chyba za ostro zareagowałem. Megi, proszę, daj mi trochę czasu. To bardzo poważna decyzja i muszę ułożyć sobie to wszystko w głowie. Obiecuję, że już się na mnie nie zawiedziesz. - Złożył pocałunek na jej dłoni, swym pokutnym wzrokiem obserwując jej twarz. Nagle ujrzał na jej ustach promień, który po chwili przerodził się w najprawdziwszy uśmiech.
- Jesteś wspaniałym mężczyzną. Od zawsze uważałam, że szczerość jest najważniejszym budulcem związku, a ty jesteś najszczerszym człowiekiem pod słońcem i bardzo cenię w tobie tą cechę. Poczekamy z tą decyzją, jeśli tylko taka jest twoja wola. W końcu mamy spędzić ze sobą wieczność, nigdzie nam się nie śpieszy. - Swą głowę ułożyła na jego torsie, powoli przymykając niebieskie oczy.
W głowie jej narzeczonego pozostało z kolei jedno słowo, które niczym ostrze łuku wbiło się w jego serce, powodując jego niekontrulowany ból - SZCZEROŚĆ. 
***
Nigdy nie czuła się tak bezsilna. Siedziała w starym, babcinym fotelu, w ręku trzymając kubek gorącej herbaty. Wciąż miała na sobie te same ubrania, co nad rankiem. Były one całe w strzępach, nasiąknięte zapachem jej oprawcy. Nienawidziła ich z całego serca, a z drugiej strony nie miała wystarczająco siły, by wstać z miejsca i zrobić cokolwiek. Z każdą mijającą minutą była coraz bardziej ponura. Wbrew pozorom zdenerwowanie i płacz nie należały jednak do elementów, którymi możnaby ją opisać. Dziewczyna straciła sens łez. Jedynie siedziała w miejscu, ze niezrozumiałym spokojem spoglądając w kierunku małego, półokrągłego okienka. Przepuszczało ono pojedyncze promienie księżyca do ciemnego pomieszczenia. Niemka zatapiała się w tym widoku, myślami będąc w sferze, którą powinna opuścić już dawno. Wciąż biła się ze swoimi myślami o postać Cristiano. Nawet go nie znała, a wciąż zastanawiała się, co robi w tym momencie. Czy także widzi ten piękny księżyc? A może jest pochłonięty czymś innym? Ach, mała poprawka - kimś innym. Położyła głowę na oparciu fotela, wdając z siebie ciche westchnięcie.
- Cassidy, wszystko w porządku? - nagle przerwał jej głos ukochanej przyjaciółki. To ona znalazła ją po dzisiejszym ciężkim dla nastolatki wydarzeniu. Wciąż była przy niej, swym opiekuńczym zachowaniem jasno przekazując nastolatce, że zawsze mogą na siebie liczyć. Zrobiła jej herbaty, wciąż pytała o samopoczucie. Przeżyła tragedię Cassidy równie mocno, co sama poszkodowana, choć może wydawać się to czymś niemożliwym. Gdy jednak człowiekowi na kimś zależy, ta druga osoba staje się jej częścią, a każda jej krzywda jest raniąca. Dziewczyny znały się od dwóch lat i bez wątpienia im na sobie zależało. Cóż, 'pewnego przyjaciela poznaje się w niepewnym położeniu'.
- Zależy o jaki porządek pytasz. - Wzruszyła swymi wątłymi ramionami. - Jeśli chodzi o koncept filozoficzny, to porządek jest w istocie haosem, bowiem porządek sam w sobie nie może istnieć, gdyż to właśnie haos tworzy nas, nasze myśli, uczucia, a my nadal tu jesteśmy, prawda? Więc porządku nie ma - kończy już ciszej, łyżką błądząc po dnie swojego napoju.
- Skarbie, jesteś pewna, że nie masz gorączki? - zapytała z niepokojem, przyglądając się, jak uważała, bredzącej od rzeczy przyjaciółce.
- Mara, to po prostu mnie przeraża - przyznała ze smutkiem. - Sądziłam, że nigdzie nie będzie mi gorzej niż w Frankfurcie, ale teraz... - dodała, czując pierwszą ze skrzętnie ukrywanych łez, której udało się uciec z jej umysłu. - Nie chcę umierać. Wiem, że tak się stanie, jeśli tu zostanę. On mi nie odpuści, żadnej nie odpuścił. Dobrze wiesz, co działo się z dziewczynami, które odważyły się na jakikolwiek bunt. Nie chcę skończyć identycznie. - Wzrok wtopiła w swe ukochane okno. Jej księżyca już tam nie było. Odszedł w inne miejsce, dodając jej kolejny punkt do pakietu złych emocji.
- Ale co my możemy? - Blondynka usiadła na przeciw dziewczyny w równie starym fotelu, wzdychając cicho. - Nie mamy żadnej szkoły, pieniędzy, a do tego, jak już mówiłaś, on nie odpuści nam tego. Może po prostu należy... - przerwała na chwilę, z zakłopotaniem spoglądając na swe spocone dłonie. - Może powinnaś z nim porozmawiać? Będzie zły, ale na pewno mu przejdzie i...
- Może jeszcze mam go przeprosić za to, że pozwolił temu skurwielowi mnie zgwałcić?! - uniosła się, przybierając srogi wyraz twarzy. Emocje wygrały już w przedbiegach. Pomysł przyjaciółki uczynił z nich bombę, której eksplozji nie była w stanie powstrzymać. - Wyrwiemy się stąd, zobaczysz. Nawet, jeśli miałabym osobiście strzelić mu w skroń i zakopać zwłoki. - Uformowała ze swej dłoni pięść, która jasno mówiła o tym, że kobieta nie zrezygnuje.
- Cass, nie jesteś mordercą, przestań! - odpowiedziała, będąc zaszokowaną pomysłem brunetki. - Odejdziemy stąd, ale teraz musimy wytrzymać. Może to zabrzmi absurdalnie, ale takie życie jest milion razy lepsze od śmierci, którą bym nam sprawili - dodała już spokojniejszym tonem.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk drzwi, które już od dawna skrzypiały niemiłosiernie, niszcząc dialog przyjaciółek. Wyłonił się z nich wysoki, łysy mężczyzna w średnim wieku. Nie wyglądał na zbyt rozgarniętego i niestety tak właśnie było. Ale cóż, jego zadaniem było wchodzenie w tyłek szefowi, a nie myślenie. Własny umysł w tym biznesie zdecydowanie nie był atutem.
- No, dziewczynki, szef chce z wami porozmawiać - ogłosił z uśmiechem, który nie był niczym więcej, jak czystym wyrazem ironii. Czyżby wiedział o czymś, o czym dziewczyny nie miały pojęcia?
***
Leżeli w satynowej pościeli, patrząc w swe oczy. Ich ciała były zupełnie nagie, zmęczone czułościami, które wypełniały pomieszczenie jeszcze kilka chwil temu. Zapewne, jak było zawsze i jak wskazywała późna pora, ułożyliby się do snu, lecz mężczyzna nie był w stanie choćby myśleć o tym podstępnym stanie. Patrzył w oczy Megan, która promieniowała radością, ale nie widział swojej blond narzeczonej, a Cassidy. Wciąż jego twarz ośwtlały promienie księżyca, które nieśmiało przenikały gęste chmury. Podziwiając je, poddawał się myślom coraz bardziej. Czy Cassidy też może spokojnie leżeć i je obserwować? A może w tym momencie jest zupełnie sama i nikt nie może powiedzieć jej choćby zwykłe "dobranoc"? - zadawał sobie owe pytania, by następnie skrupulatnie analizować każdą możliwą wersję. Z czasem jednak począł rozmyślać nad innym, może nawet ważniejszym aspektem swojej sytuacji. Nie był w końcu pewien czy ona choćby go lubi. Ba, nie był pewien dlaczego tyle o niej myśli. Każda próba uznania jej za dobrą zabawę i nic więcej zostawała mordowana w jego umyśle. Kochał Megan nad życie, więc czemu w głowie miał ciągle jedynie "CASSIDY,CASSIDY, CASSIDY"?
- Cristiano, coś cię trapi? - zaniepokoił się czuły głos jego partnerki.
- Nie, Cassidy - odparł niemalże natychmiast. Gdy jednak zorientował się, co zrobił, było już za późno.
____________________________________
Nie wiem nawet, co powiedzieć, by się usprawiedliwić. Zepsuta ładowarka, brak weny... dużo by mówić. Mam nadzieję, że choć jedna osoba na to czekała... Pozdrawiam xo